Mbank'2006

Po działaniach na Gringo przyszedł czas na mbank. Tym razem działamy z Wojtkiem razem.
Spokojny przyjazd do Sielpi, nienerwowe przygotowania i wstajemy wtedy kiedy trzeba. Stajemy na starcie na którym melduje się ostatecznie 20 zespołów. Nie ukrywam że przynajmniej ja liczę na miejsce w pierwszej piątce. Zobaczymy!
Pierwsza cześć to 4 kilometrowy odcinek specjalny - na jak się okazało 3-kołowych, 2-osobowych rowerkach. Zafascynowani produktem, pedałowaniem i zabawą w to coś, zbyt mało czasu poświęcamy na mapę. W efekcie na prostej drodze zajeżdżamy za daleko ... Jesteśmy w czołówce, a reszta gdzieś tam toczy się za nami. Kiedy odkrywamy pomyłkę, nie pomaga nam nawet zdobywanie pobliskiej górki - aby z niej się nieco rozejrzeć.
Po dłuższej chwili ustalamy porządek rzeczy i niestety wracamy w kierunku punktu poboru i kontroli ....
Tracimy czas i energię, może tracimy szansę na miejsce? To smutne. Ale tak się niestety zdarza jak się daje nie tam gdzie trzeba. ...
Aktywnie jednak przecieramy do przodu i wskakujemy do kajaków, myśląc że jednak jesteśmy nie ostatni. Dopiero kiedy wpływamy po pierwszej przenosce na rzekę dociera do nas że jesteśmy pierwssi! Jak do tego doszło !!!! Ojej !
Po wpłynięciu na rzekę zaczynają się przygody. Przenoski, mielizny, drzewa i inne przeszkody. De facto połowę należy ciągnąć kajak, połowę nosić, a naprawdę niewiele płynąć. Ale jest rockowo i przygodowo - i oto chodzi.
Wkrótce wszystko jest kompletnie mokre i zasypane mułem, piachem i szlamem. Ten etap jest fajny ale i trudny. Toczymy tutaj ciężki bój z Adventurą o pierwsze miejsce. Nawet dochodzi do dowcipnych rekoczynów na wiosła. Jest superowo. Korzystamy aktywnie ze sznurka którym ciągamy nasz kajak po mieliznach.
Niestety w zamieszaniu wycinamy ciut za daleko i zamiast wysiadać chcieliśmy spływać do morza. Ten błąd kosztuje nas kilka minut.
Na przepaku, na pobraniu rowerów ustala się kolejność która będzie już obowiązywała do końca ( o czym naturalnie jeszcze nie wiemy ). Pierwsza wyrusza Adventura potem koledzy z York-u.
Ruszamy na rowery więc sami i praktycznie do końca nie widzimy już żadnych rowerzystów. Tych których widzimy na początku szybko jakoś znikają nam z oczu. Tych z przodu jakoś nie możemy spotkać.
Jest na trasie kilka ciekawostek: atrakcyjna grobla po bagienkach, pływanie wraz z beczkami po oleju - fuj, ciąganie worków z piaskiem i tym podobne.
Docieramy zdecydowanie na punkt mety jako trzeci - już wiemy że tego miejsca raczej nie oddamy. Ruszamy więc rączo dalej, na trasę biegową.
Pierwszy problem mamy na kanałku, zamiast poszukać kładki walczymy z uroczym bagniskiem... Jak się okazało były to tylko przymiarki do złego ...
Na etapie specjalnym - punkty w rzece zaczynamy być pewni że niewiele zespołów dotrze w czasie na metę. My jesteśmy spokojni - ale na wszelki wypadek nadrabiamy tempa. I dobrze bo pewni trasy zapadamy w ostre bagna. Nie wiem jak siebie zdołałem przekonać żeby tamtędy się przedostać, nie wiem jak przekonałem do tego Wojtka.
Z kolejnego punktu tuż za mostem pontonowym idzie porządna ścieżka, więc idziemy i my. Ścieżka zmienia się najpierw w wał, a potem w ewidentne bagna. Po kilku próbach i wahaniach jak niepyszni postanawiamy okrążać całość. Dość tego taplania się.
Ostatnie spotkanie z bagnem, ostatnie dobiegi i meta! Po chwili meta. Jesteśmy trzeci !!!. Pierwsze pudło naszego zespołu !!!